Cześć Smerfy Wy moje!!!
Dziś siedzę w domu, nudzę się i marznę. Jest mi tak przeraźliwie zimno, że prawie cały czas przytulam mojego kotka :* Uwielbiam Go <3 Jest najprzecudowniejszy!

Wracając... Nie mam dziś zamiaru wychodzić z domu, no chyba, że będę musiała wyjść z moim pieskiem Melonem, albo mama wygoni mnie do kościoła. Pozdrawiam mojego ks. proboszcza, który nie mówi ciekawych kazań... No, ale nie chcę wychodzić z domu, ponieważ wczoraj wybrałam się na rowery z koleżanką. Miałyśmy jechać nad jezioro, bo tam jest fajny plac zabaw i w ogóle tam jest super. No więc jedziemy, oczywiście się spóźniłam, ale co tam. Nagle ona patrzy i mówi, że będzie padać. Uparłam się, aby jechać dalej, ale po chwili zaczęło grzmieć. Ona koniecznie chciała iść do Mc, ale nie znoszę tego smrodu, co tam jest. W końcu się porozumiałyśmy, że jedziemy do... jak to nazwać? Takiej mini galerii. Jest tam kilka sklepów na krzyż, ale zawsze to jakieś schronienie przed deszczem, nie? Galeria będzie u nas za dwa lata! Extra! Skierowałyśmy się w jej stronę, ale oczywiście zaczęło kropić, a my głupie i zagadane pojechałyśmy za daleko! Musiałyśmy się wracać, ale oczywiście inną drogą, bo nie należymy do inteligentnych dzieci... żarcik! Mam IQ powyżej normy :D Gdy tak kropiło, my schroniłyśmy się pod drzewem, więc powiedziałam: Haha, oby była burza, taka wielka z piorunami i w ogóle... Albo nie niech będzie grad! Zostałam opieprzona, żebym nie krakała. Dojechałyśmy, kiedy już porządnie padało. Chodziłyśmy po sklepach, aż w końcu nam się znudziło i byłyśmy głodne. Niestety w tym czymś gdzie byłyśmy nie było żadnej restauracji, baru czy pizzerii. Postanowiłam, że pójdziemy na kebaba, bo niedaleko była...kebabownia? Jak już tam byłyśmy to zaczął padać grad, haha, a potem rozpętała się burza. Buahahahaha jestem medium.... Po jakiejś pół godzinie, kiedy stwierdziłyśmy, że pogoda nie ulegnie poprawie przetransportowałyśmy się po nasze rowery. Powpadałyśmy w kałuże, miałam całe przemoczone buty, a miałam na nogach Vansy. Supi! Jeszcze nie jestem pewna czy się nie rozlecą, ale wszystkie moje buty przeżywają różne przygody i zazwyczaj wychodzą z tego cało! Jakby tego było mało, gdy wracałam do domu jakiś pacan w aucie mnie "nie zauważył", bo przecież jestem niewidzialna, i mnie ochlapał. No, to na tyle z mojej "genialnej" przygody.
Teraz opowiem Wam mój sen. Jechałam sobie na obóz, ale przyjechałam dzień za wcześnie. Nagle spotkałam The Vamps i powiedzieli, że się mną zaopiekują. Zabrali mnie do swojej chatki, która była naprzeciw ośrodka, w którym miałam być na obozie. Zobaczyłam tam swojego brata, który wybierał się z Bradleyem na biwak. Powiedzieli mi, że albo będę w pokoju z Trisem, albo Bradem. Mój brat chciał być w pokoju z Bradem dlatego wybrałam Trisa. Potem znalazłam się na zewnątrz i przytulałam i wąchałam wszystkich chłopaków. Z tego co pamiętam, z moich sennych przemyśleń Brad pachniał orzechami. (tak wiem, powinnam się leczyć) Dzień później poszłam do ośrodka obozowego. Byłam w pokoju z jakąś laską, którą odwiedzał stary facet. Bleeee... Ja genialna nie wzięłam walizki z pokoju Tristana i nie miałam takiego zamiaru, dlatego co rano przychodziłam do niego po rzeczy. Najczęściej po suszarkę, z której nie korzystałam. Obóz był jakiś dziwny, więc wróciłam do mich kochanych The Vamps. Zaprzyjaźniłam się z niemi wszyskimi. Huuuuuuuurrrrra!
Nie wiem, co mi matka dosypuje do picia, ale jak mam mieć takie przecudowne sny to zgadzam się nawet na podwójną dawkę. Wiem co sobie myślicie, jestem nienormalna, ale co ja no to poradzę? Na leczenie jest już za późno.... Dobra Smerfy, kończę, bo znowu będę pisać jakieś głupoty.
Serdecznie zapraszam na mojego nowego bloga, gdzie piszę opowiadanie.
szpiegostwo-poplaca.blogspot.com
Aloha!
Julietttttt :)