poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Wspomnienia z wakacji

Cześć Smerfy!
To znowu ja, Juliett. Dziś mam dla Was posta o części moich wakacji. Więc, tak. Prawie cały miesiąc spędziłam u dziadka, w mieście o nazwie Milanówek. Być może ktoś z Was tam był lub tam mieszka ... Dla tych, którzy pierwszy raz słyszą tą nazwę postaram się wyjaśnić położenie. To miasteczko, bo wielkość jego nie jest wielka, mieści się pod Warszawą. No, dobra więcej o jego lokalizacji Wam nie powiem, bo zazwyczaj jak tam jadę to przez całą drogę śpię :D Zaczynamy oprowadzanie po tym małym, acz nawet uroczym miejscu.
W pierwszej kolejności to chyba pojechałam na cmentarz. W sumie jest ładny i łatwo się w nim odnaleźć. Łapcie zdjęcie, ponieważ uważam, że jest całkiem ładne.


Skoro jedziemy religijnie to czas na kościół. Powiem Wam jedno. Jeśli kiedykolwiek udacie się do tego miasta nie idźcie do kościoła. Msze ciągną się nieskończenie długo. Cały kościół śpiewa, jakby kota obdzierali ze skóry. Tyle, że jedyna różnica jest taka, że ci ludzie masakrycznie przeciągają każdą nutę. Chyba jedyne co mogę powiedzieć dobrego na temat tego kościoła to to, że chórek jest tam tak świetnie ... wyszkolony? Jest kilka osób, ale selekcję musieli prowadzić chyba bardzo długo, ponieważ cały chór śpiewa bardzo czysto, a dodatkowo każda pieśń jest rozbita na głosy. Brzmi to dość niesamowicie, bo szczerze mówiąc jeszcze nigdy nie spotkałam się z tym, żeby chórek przykościelny śpiewał na głosy, w dodatku czysto!

Okay, to dalej! Byłam na boisku, ale to nic nadzwyczajnego ... Potem jak poszłam na spacer to mijałam miejsce gdzie sprzedają jedwabne szale ... Mam miljon takich w domu, bo moja madera ma na ich punkcie obsesję.


Widzicie???? No, dobra. Później musiałam przejść przez tory. Oczywiście tam jest tzw. ślimak i postanowiłam go uwiecznić na zdjęciu.

Potem ruszyłam w stronę biblioteki, ale jej zdjęcia nie mam, bo nawet ładna nie była. Ale zawdzięczam jej to, że nareszcie mogłam przeczytać trylogię czasu. Uwielbiam! Czerwień rubinu, błękit szafiru i zieleń szmaragdu. Zdecydowanie te książki zmieniły moje życie na lepsze! Pooolecam goooorąącoo! W tym samym budynku mieścił się urząd miasta. A co najśmieszniejsze tych urzędów jest więcej niż jeden. Według wyliczeń mojej madery wynika, że jest ich 3 albo 4. Hahahahahaha!

Obok domu ... a właściwie naprzeciw domu mojego dziadka jest super ... park? Wszyscy nazywają go laskiem. Nie jest nadzwyczajny, ale to najlepsze miejsce na świecie.
To właśnie tam udaję się, gdy muszę coś przemyśleć. Siadam na huśtawce, na placu zabaw, patrzę przed siebie i rozmyślam. Tak, uwielbiam to miejsce. Kiedyś była tam duża polana, ale w jakiś dziwny sposób stała się stawem. Serio! Dzięki temu park ma swój urok. Wydaje się niesamowitym miejscem, już pomijając krąg utworzony z dwunastu kamieni: zegar słoneczny.

Po, tak jakby drugiej stronie Milanówka znajdują się domu ciekawych osób. Jednym z nich jest dom Krystyny Jandy. Oto on:

Zdjęcie jest robione z daleka, ale w sumie chodzi o sam fakt, że w tak maleńkiej miejscowości jest dom słynnej aktorki Krystyny Jandy, znanej z filmu "Przesłuchanie". Był także dom Edyty Górniak. Tak ... Niestety zdjęcia nie mam, ponieważ na bramie był napis: "Niebezpieczeństwo! Nie wchodzić!" Czy coś takiego. A ogólnego dostępu do domu bronił cały szereg rozłożystych drzew.
Ładne zdjęcie mam za to pewnej restauracji. Na prawdę prześliczna. Najchętniej bym tam zamieszkała. Serio mówię! Żal, próbuje właśnie wstawić zdjęcie i gunwo! Co to ma być?????!!!! Ok, macie tu zdj. z neta:((

Potem byłam na targu w miejscowości obok. Podobało mi się to, że wszystko było jakoś poukładane, a nie rozciapane na dużym terenie i teraz ogarnij co gdzie jest. Tam nie dało się zgubić, mimo tego że to był duży targ. A teraz! Specjalnie dla Państwa wystąpią .... króliczki!!!!

No dobra! Czas na gwóźdź programu. A właściwie gwoździe. Miejsca, z których czerpałam przyjemność. Urodziny mojego kuzyna<3 Nie będę dodawać zdj. bo to trochę bez sensu! Ale musicie wiedzieć, że mój dziewięcioletni kuzyn jest zuchem. Proszę bardzo, czytajcie regulamin bycia zuchem.


Kolejną przyjemnością było strzelanie z pistoletu i ze strzelby. Może myślicie, że coś ze mną nie tak, bo strzelam w dół, ale uprzedzam: Ćwiczyłam i strzelałam w pachołki stojące na ziemi.


Następne zdjęcie jest z Instagrama, ale jeśli ktoś go nie widział to proszę bardzo. Łucznictwo mniej mi się podobało. Może dlatego, że facet, który mnie "uczył" był wredny. I jak za pierwszym razem strzeliłam ponad matą, a strzała przeleciała całe boisko i wylądowała dwa metry za ogrodzeniem na placu zabaw to powiedział: O, to nasza specjalistka od strzelania poza matę. Żaaal!




No, dobra starczy tego! Mam dziś urodziny, dlatego postanowiłam dodać tak długiego posta. Mam nadzieję, że się podobał. Oczywiście liczę na komentarze i w ogóle.
Baj baj!
 Juliett, Tora, Tors-men i wgl :)))))



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz